«Sí, la historia es real, muy real. Hubo una guerra, Polonia fue ocupada por las tropas alemanas en septiembre de 1939 y los nazis tomaron el poder durante seis años, hasta el invierno de 1945; también existió el hospital de Tworki, que aún hoy sigue abierto. Sí, la historia es real, demasiado real. También existió un cielo azul, otras veces lluvioso, como existió la carta de S.; una carta escrita a lápiz». Así describe Bienczyk el origen de esta historia, que nos habla de la sensibilidad hacia la experiencia del dolor humano, de la pérdida, de la vida que aspira a una plenitud que constantemente se nos escapa.
Posiblemente los polacos tendrán más puntos de anclaje para fijar la historia en su contexto, para los que nombres y palabras encierren mucho más de lo que para mí dicen, pues en mi caso el libro se ha quedado en una sucesión de estampas de la vida corriente de unos adolescentes que van descubriendo sus primeros amores y calores y que la fuerte carga de estilo no llega a elevar lo suficiente.
En medio de la Guerra Mundial II, con Polonia ocupada y Auschwitz en su plenitud, Jurek (el listillo) se enrola como contable en un manicomio (Tworki), a cierta distancia de Varsovia. Es un joven poeta, optimista, lírico y romántico, que se encuentra con compañeros de trabajo de las mismas características, a las que se agregan pronto su grupo de amigos, todo felices. Caminan alegres en grupo, tomados del brazo, recitando poesías sobre la naturaleza y el amor, mientras los internados en sus pijamas, los ven pasar y los admiran mansamente. Así transcurre gran parte de la novela, que se hace un poco endulcorada. Por otra parte, el lenguaje recargado y florido del narrador y los protagonistas, por momentos me dificultó entender que estaba pasando. Pero esta situación edénica no podía durar para siempre; y con algunos anuncios previos, el horror se cuela bruscamente, para confusión e indignación del noble Jurek. Este libro me ha dejado confundido y perplejo; no tanto por la historia, sino porque no que no estoy seguro si es una buena novela o no. Me ha parecido interesante el uso del fuerte contraste, pero el lirismo de la prosa del libro me ha parecido muy sobrecargado. Creo que, según el lector, puede ser para 4 o más estrellas, o para 2 o menos. Optaré por la decisión tibia de asignarle tres estrellas, expresión neutra de mi propia confusión.
Powoli odchodzą świadkowie Holokaustu. Ci, którzy pamiętają to co wydarzyło się ponad sześćdziesiąt lat temu, już niedługo nie będą mogli do zbiorowej pamięci dodać swojej cegiełki. Zresztą można sobie zadawać pytanie czy pozostało jeszcze coś do dodania. Na arenę wkracza kolejne pokolenie - Ci którzy pamiętają tych, którzy pamiętali. Styl naturalistyczny, sprawozdawczy, wydaje się być zarezerwowany dla świadków zagłady. A jednak Holokaust jest także traumą kolejnych pokoleń. Myślę więc, że coraz częściej będą podejmowane próby nieszablonowego podejścia do tego tematu, eksperymentujące ze stylem, językiem i samą treścią.
Jednym z eksperymentujących z Holokaustem jest Marek Bieńczyk, zeszłoroczny laureat Nike. Bohaterami jego powieści są młodzi ludzie zatrudnieni w księgowości w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. Na zewnątrz wojenna zawierucha, a w Tworkach cicho i spokojnie, wręcz idyllicznie. Szpital psychiatryczny, który jest jedynym miejscem, gdzie można jeszcze żyć normalnie, kochać się i śmiać. Pomysł wydaje się świetny, niestety, u Bieńczyka fabuła zeszła na dalszy plan, a na pierwszy wyszły eksperymenty formalne; Bieńczyk bawi się słowem, jego bohaterom zdarza się mówić wierszem, czasami wiersz przechodzi w wierszyk, w dziecięcą wyliczankę. Cały czas miałam nadzieję, że jednak akcja się rozwinie, że autor bardziej zarysuje postaci, no i że skorzysta z ogromnego potencjału jaki moim zdaniem drzemie w tej historii. Tak się jednak nie stało. Gdyby nie to, że od strony formalnej powieść wygląda na skończoną, to napisałabym, że Tworki wydają się być zaledwie szkicem właściwej powieści, ogólnym zarysowaniem akcji.
Tworki to Holocaust w stylu postmodernistycznym. Fabułę można by opowiedzieć w paru zdaniach, bo treść jest tu bardzo zredukowana. Wszystko jest symboliczne: rzeka Utrata, przepływająca przez Tworki czy stereotypowi pensjonariusze szpitala, z których każdemu wydaje się, że jest jakąś wielką postacią. I tak po dziedzińcu przechadzają się w pasiastych piżamach: Goethe, Bismarck, Dürer, Kleopatra. Pasiasty wzór piżam jest raczej nieprzypadkowy, tak samo jak nadreprezentacja Niemców wśród tworkowskich wielkich postaci. Szwajcarski zegarek, który dostaje od narzeczonego Żydówka Sonia, to też pewnie symbol, bo Szwajcaria w powieści jest tą ziemią obiecaną, azylem, którym kuszą Żydów hitlerowcy.
Nie mam nic przeciwko symbolice, grom słownym i stylistycznym, ale w moim odczuciu nie powinny one przesłaniać treści. Tak jak powiedział Twardoch powieść powinna się czytać. A Tworki się nie czytają; jest to jeden wielki kalambur. Jeśli ktoś ma ochotę na znaczeniowe i słowne szarady to proszę czytać. W innych wypadkach nie polecam.
4.5 Bieńczyk zaprasza nas do idylli, którą są Tworki. Sprawia, że czujesz się jak jeden z bohaterów jednak stojąc na uboczu. Z tyłu głowy znajdujesz cień niepokoju wynikający ze świadomości wydarzeń czasów wojennych. Ostatecznie ten cień rozlewa się na wszystkie strony, rozdziera Ci serce. Ostatni rozdział nakleja mały plaster, który nie jest jednak wystarczający.
Ciekawym zabiegiem jest zabawa językiem oraz rymami, które bardzo pasują do zamiłowania głównego bohatera, jednak momentami można się w tym pogubić.
Gdy zaczynałam czytać "Tworki" (a zaczęłam ze względu na bliskość owej mieściny, gdyż stację WKD Tworki mijam zazwyczaj dwa razy dziennie) urzekło mnie przede wszystkim piękno języka, naprawdę godne pochwały zabawy z nim. W miarę czytania urzekła mnie również fabuła, dobrze zarysowani bohaterowie i ich bardzo realistyczne zachowania. Polubiłam ich. W mniej więcej połowie zaczęłam się zastanawiać, ile gwiazdek dostaną ode mnie "Tworki" na goodreads, i postanowiłam, że jeśli zakończenie książki mnie wzruszy, zdziwi, wstrząśnie mną, kliknę pięć. I wstrząsnęło, jak widać.
En 1943, en medio de la dominación alemana en Polonia, el manicomio Tworki –tan famoso en la cultura popular polaca que decir «éste está para Tworki» es como decir que alguien está totalmente deschavetado– es una especie de paraíso en medio del infierno. Ver reseña completa...
Este libro trata sobre un lugar real, que aun existe en la actualidad, y que de cierta forma fue un refugio para judíos en Polonia durante la Segunda Guerra Mundial. A diferencia de otros libros sobre manicomnios la historia es contada desde la perspectiva de un joven contable recién contratado en la institución y cómo aprecia a sus compañeros de trabajo.
Al igual que en los campos de concentración al principio son un grupo relativamente amplio que va disminuyendo según transcurre la guerra, algunos caen en algunas trampas para judíos, un suicidio, un robo con violencia, un participante de la guerrilla antinazi.
Está contado con mucho lirismo ya que el personaje narrador y principal realmente es un poeta, que ojo, también como pasan los años también va perdiendo esa capacidad de ver la vida como algo bello. A ratos demasiada "hermosa" la escritura para mi gusto ya que en algunas secciones se vuelve tedioso.
A very poetic book, very well translated by Benjamin Paloff, who is a poet himself. This isn't a "light" read, and you shouldn't pick it up unless you want something you can sink your teeth into. It's set in a mental hospital where the protagonist (himself a budding writer) works as a bookkeeper during World War II. The mental hospital is a place that is sheltered from the war, but the war manages to intrude anyway, despite the hero's best efforts to protect his friends from it.
Not an easy read but very inventive and funny. Love story set in during the Nazi invasion of Poland. A romantic poet completely out of touch with current events who finds work as an accountant in an insane asylum. As a fiction writer working as a business manager (fancy title for number cruncher), I found the main character endearing.
Hay profusión de libros sobre el tema. Lo que hace a este excepcional es la narrativa que perturba, confunde, intriga... en fin, uno uso original y magistral de los recursos de la literatura que permite prescindir de las imágenes más manidas para hablar del amor, la pérdida y la desesperación en el contexto del holocausto.
Dla mnie proza Marka Bieńczyka jest jakością samą w sobie. Przyjemnością czytania dla samej przyjemności. W "Tworkach" poza samą formą, którą można się delektować, autor stworzył duszny klimat, bardzo duszny, który zapewne ma oddać to, co jest do przekazania. Lawirowanie między swoim osobistym, a tym, co większe, społeczne, ogólne, jest potwornie trudne. I to trudne pan Bieńczyk pokazał. Mnóstwo niepewności, nieoczywistości, wspomnień, zachowań, spojrzenia na innych, adaptacji do sytuacji. To wielka sztuka pokazać taki świat bez banału. Książkę czytało mi się powoli, a z każdą stroną czułam się uwikłana w doznania, emocje i przeżycia bohaterów. Ech... tak trudno i tak pięknie. Dla mnie mistrzostwo. Dla mnie Marek Bieńczyk jest polskim Proustem. Cenię bardzo.
Rozumim, proc je tohle dilo tak vyznamne a cenene v kontextu poslke literatury. Dokazu ocenit jazykove hricky, hrani si s realitou i dej odehravajici mimo vypraveni.. ale.. obcas to na me bylo az prilis naznaku, prilis hricek, az takove tezkopadne.. a vlastne jsem se tesila, az to budu mit za sebou.. jsem rada, ze jsem to docetla, ale nebyl to nijak prijemny ctenarsky zazitek (coz jsem mela cekat, vzhledem k tematu, ze..)
Bieńczyk snuje opowieść o normalności w nienormalnych czasach.
Jest szpital psychiatryczny. Na zewnątrz toczy się wojna. Wielka historia jest tłem dla zwykłego życia. Młodzi ludzie, pracownicy szpitala, wchodzą teraz w dorosłość i starają się żyć normalnie. Z jedne strony wojna, z drugiej apoteoza życia.
Nie była to lekka lektura. Momentami brnęła z trudem, ale często wracam do niej myślami. To książka godna polecenia.
“TWORKI (EL MANICOMIO)”. Marek Bienczyk. 1999. Acantilado. 224p. (leído en e-Book)
Antes de adentrarme en la reseña quiero agradecer a mi amigo Jose Ramón su insistencia en que leyera este libro.
Todos tenemos lagunas literarias. En mi caso, la #narrativacontemporanea de Europa central y del Este es uno de mis agujeros negros. Aparte de Cartarescu y Tibuleac, poco conozco de estos países. Sé que es imposible conocer la literatura de todo tiempo y lugar pero para mí es importante tener una idea general de “qué se está cociendo” por el mundo.
#marekbienczyk es un novelista, ensayista y traductor, además de prestigioso crítico literario e historiador polaco, nacido en Varsovia en 1956,
"Tworki: El Manicomio" es su segunda novela, en la cual ofrece una perspectiva única de la guerra desde la mirada de un joven.
La Importancia, más que la historia, es CÓMO se cuenta esta historia.
La acción se desarrolla en los años 1943 y 1944 en Polonia, durante la II guerra mundial, bajo la ocupación nazi. El protagonista principal, Jurek, es un joven varsoviano que encuentra un empleo como contable en el hospital psiquiátrico de #tworki, una localidad cercana a la capital polaca. Allí conoce compañeros y también pacientes con los que establece diferentes relaciones.
Tworki se convierte en un refugio. Los jóvenes se comportan como si no hubiera guerra. A primera vista parecen indiferentes a lo que pasa fuera del hospital, aparentemente a salvo de la locura bélica. Sin embargo, en este cuadro idílico van apareciendo fisuras, como sospechosas desapariciones de personas judías.
He de decir que he necesitado una lectura atenta, y alguna que otra pista de Jose Ramón para entender algunos hechos que se explican sutilmente. Al ser una narración en primera persona de un joven aparentemente desconocedor de la situación, el lector no es consciente de la tragedia que se está viviendo. La inocencia contrasta con la crudeza de los eventos.
El desenlace es conmovedor. Culmina con una reflexión sobre la naturaleza humana y la capacidad de resistir la adversidad.
Espero seguir conociendo autores de Europa central y del este y rellenar poco a poco estos vacíos. ¿Recomendaciones?
W sporym uproszczeniu jest to opowieść o wojnie, czy może bardziej jej echu, pomimo której młodzi starają się żyć normalnie, zachowując beztroskę, pragnienia, przyjaźnie, a to wszystko pod dachem ośrodka psychiatrycznego, który pozwala zapomnieć o świecie zewnętrznym. Nie jest to literatura faktu o Holokauście, raczej próba ujęcia tematu z perspektywy „tego, który pamięta, tych którzy pamiętali”. Poetycki język, obfity w słowne zabawy i liczne symbole „ukryte” w warstwie fabularnej. Do powrotu. Do Tworek i koniecznie także do innej twórczości Bieńczyka.
Bardzo na tak - o ile ktoś lubi myślowo-chaotyczny sposób narracji i nietypowe posługiwanie się słowem na potrzeby opisu.
Nie będę streszczać historii, niewiele zresztą jest do streszczania. Natomiast warsztat autora zdecydowanie budzi podziw i warto było się z nim zapoznać.