Zbiór opowiadań jednej z najbardziej awangardowych i podziwianych współczesnych pisarek po raz pierwszy w tłumaczeniu – to prawdziwa światowa premiera.
Korporacyjne mrówki w wielkim biurowcu zdradzają swoje największe sekrety; każde piętro to kolejni bohaterowie, różni, ale pod wieloma względami podobni do swoich kolegów z innych pięter. Zaglądamy przez okna, podsłuchujemy, ale nowe postacie nakładają się na te nam już wcześniej znane, nawarstwiają, żeby chwilę później się rozwarstwić.
Śledzimy dziewczynę, która wkrótce bierze ślub; ale każde spotkanie to inna bohaterka, inne okoliczności. Kto tu jest kim? O co tak naprawdę chodzi? Słuchamy protestujących kobiet w parku, przyglądamy się bohaterce, która zakopuje kolejne i kolejne przedmioty w ogrodzie, żeby poradzić sobie… no właśnie, z czym?
Bohaterowie Aoko Matsudy nie mają imion. Każdy może być każdym, albo kimś zupełnie innym. To labirynt, który przypomina raczej poukładane na sobie kolejne warstwy, a w nich kolejne opowieści – niczym tytułowe Pojemniki z jednego z opowiadań.
Układ(a)ne to słodko-gorzkie spojrzenie na współczesny świat, w którym wszyscy jesteśmy do siebie tak podobni, że aż tacy sami. Matsuda przedstawia dylematy kobiet we współczesnym społeczeństwie, absurdy życia korporacyjnego, presji i zobowiązań; pisze o miłości i mniejszościach, kobietach, ale i mężczyznach, ale zawsze w niespodziewany i humorystyczny sposób. W swoich tekstach bawi się formą i strukturą: bohaterowie zmieniają kształty i postać, proza zamienia się w dramat, a poważne tematy nabierają lekkości. Literacki majstersztyk pełen zabaw słownych i rytmu, który sprawia, że teksty wwiercają się w nas i zostają tam na długo.
Satyra, absurd, awangarda, tragikomizm, ironia - to wszystko znajdziecie w niedawno wydanej nowości od Wydawnictwa Tajfuny. Dodajmy do tego feminizm, konsumpcjonizm, korpożycie i powinniśmy otrzymać świetny paszkwil na temat współczesnego świata, który powinien mi się spodobać. Cóż, "Układ(a)ne to pierwsze poważne rozczarowanie prozą wydawaną przez Tajfuny. To, że ta książka mnie się nie podobała to mało powiedziane. Zupełnie do mnie nie przemawia zabawa formą, w wyniku której zaczyna ona wyrastać ponad treść. A treść też w tej pozycji nie jest żadną nowością. Mamy bezimiennych bohaterów, mamy sytuacje na żywca ściągnięte z korporacyjnego świata, mamy cały szereg stereotypów dotyczących kobiet i mężczyzn. Nic odkrywczego w tej pozycji nie ma - wtórne jakieś to takie, w dodatku podane w formie, która bardziej przytłacza i nie zachęca do dalszej lektury. Połowę książki stanowi opowiadanie tytułowe, które jest najlepszą częścią tego zbioru (czego zupełnie się nie spodziewałam w trakcie lektury, ale cóż - później jest tylko gorzej). To to opowiadanie właśnie serwuje nam multum stereotypów, począwszy od przeświadczenia mężczyzn, że kobieta, która nimi się nie interesuje jest lesbijką, a mężczyzna, który o siebie dba jest gejem. Mamy też absurdy w formie dyrektora-orangutana czy tornada przechodzącego przez biuro. I ja wiem, że to pewnie miało na celu wytknięcie społeczeństwu szufladkowania, oceniania i pewne przekarykaturyzowanie uprzedzeń, jakimi posługują się bohaterowie (a tym samym MY). Ale, no, nie. Jedyny efekt poza chęcią szybkiego przewracania kartek, jaki wywołało we mnie to opowiadanie, to równie szybkie przewracanie oczami. W drugiej części zbioru znajdziemy m.in. 2 opowiadania, będące swego rodzaju dramatem, spisanym performance'em z udziałem 2 feministek, które analizują (oczywiście z właściwą sobie zawziętością) nazewnictwo i zastosowanie kosmetyków, ubrań, antyfeministycznych inwektyw. Do czasu, gdy same przestają wierzyć w głoszone przez siebie slogany i zaczynają zachowywać się wbrew nim. I nie wiem do końca, czy autorka miała na celu strywializowanie demonstracji feministycznych i ukazanie fałszu i infantylizmu ich uczestniczek (a także inicjatorek), ale taki efekt został osiągnięty. Podsumowując, "Układ(a)ne to zbiór opowiadań, które w surrealistyczny sposób ukazują brak indywidualizmu, kolektywizm, zakłamanie i realia korporacyjnego świata. To zdecydowanie pozycja dla osób lubujących się w zabawie formą i absurdalnych rozwiązaniach. Dla mnie to pierwsze rozczarowanie książką Tajfunów.
Bardzo rzadko zdarza się, żebym po przeczytaniu jakiejś książki czuła, że natychmiast muszę ją przeczytać drugi raz. A o "Układ(a)nych" cały czas o myślę i przez to nie mogę skupić się na czytaniu innych książek :-) Perełka jakich mało. Miejscami surrealistyczna, napisana lekko i z humorem. Ale autorka w gruncie rzeczy pisze o poważnych i smutnych sprawach. Choć śmiałam się z kierownika-orangutana, z tornada w biurze i wielu innych rzeczy, to jednak większości bohaterów zaczyna się współczuć braku indywidualności i tego, że są tylko trybikami w systemie (a każdy trybik łatwo można zastąpić). Jednak w tej całej jednolitej masie są na szczęście też bohaterowie, którym udaje się zachować własną tożsamość.
"(D)ta powoli zeszła do siebie na czwarte piętro. Po drodze minęła się z (D)yamą, która niosła ze sobą małą torbę z lunchem. Nie znała jej; nie wiedziała nawet, na którym piętrze pracowała. Raz na jakiś czas mijały się tylko na schodach w drodze do i z pokoju socjalnego. Czasami to (D)ta miała ze sobą torebkę z lunchem. Więc ty też wolisz chodzić po schodach? Tak, na pewno też jesteś schodziarą. Za każdym razem, gdy się tak mijały, (D)ta była szczęśliwa. Miała wrażenie, że są pokrewnymi duszami. Wręcz czuła, że tak miały ze sobą więcej wspólnego, niż gdyby spotykały się regularnie w barze i razem narzekały czy plotkowały o swoim miłosnym życiu."
Kobieta, która nie jest zainteresowana mężczyzną, z pogardą nazywana zostaje przez niego lesbijką, a mężczyzna nie mówiący o kobietach dostaje łatkę geja. Panie obśmiewają pana za jego polubienia na portalu społecznościowym, a potem okazuje się, że ich prezentują się identycznie. Bohater chce uchodzić za takiego, który rozumie kobiety i który staje po ich stronie, ale wcale tego nie potrafi i zapomina o tym, że nie są one lalkami ku uciesze mężczyzn, choć akapit wcześniej jego myśli pełne były szacunku dla nich. Hipokryzja i stereotypy związane z płcią wylewają się z kolejnych stron, a autorka nie boi się przesady. Bawi się formą i wyolbrzymia, by piętnować i obśmiewać. Wszystko to dzieje się na tle codzienności korporacji, gdzie ludzie często mówią i robią rzeczy wbrew sobie, ale są to rzeczy, które mają zapewnić im spokój. Bohaterowie są inni, a jednocześnie tacy sami i nie dostają nawet pełnych imion (muszą zadowolić się czymś pokroju (D)ta i (H)mura). Przerost formy niejedną osobę odstraszy, ale akurat ja nie miałam z nim problemu. Co ciekawe — z czasem do akcji wpleciony zostaje surrealizm. Kierownik działu to włochate stworzenie, które przypomina orangutana, a porozumienie z nim staje się niemożliwe. Jest kilka przedziwnych wstawek, gdzie obserwujemy śledztwo Holmesa oraz Watsona (nie rozumiem), a pojawienie się tornada w biurze wprowadza chaos i przenosi nas do końca opowiadania, który to koniec jest i jednocześnie go nie ma. Tak prezentuje się pierwszy, tytułowy utwór — Układ(a)ne.
W reszcie możemy przeczytać chociażby o dwóch feministkach-aktywistkach, które nawołują do otwarcia oczu, ale po każdej przemowie nadchodzi fragment, który pokazuje jak wielkimi są hipokrytkami. O Margaret, która sadzi trwogę i która musi pogodzić się z tym, że nie ma kontroli nad własnym losem. O dziewczynie, która wkrótce bierze ślub czy raczej o dziewczynach, które to robią.
Po opiniach osób, z których zdaniem się liczę, byłam nastawiona na grafomanię i stracony czas, a jednak koniec końców zwykle było lepiej niż gorzej. Kilka elementów mi się podobało, a całość była... Przyjemna, o. Spore zaskoczenie! Czyli jednak lepiej czasami nastawić się na coś złego, by nie mieć zbyt wysokich oczekiwań. Nie mniej — niekoniecznie polecam. Było dziwnie i chaotycznie, co zdecydowanie nie jest dla każdego. A poziom całości był BARDZO nierówny.
przeczytałam już wszystskie książki, które dotychczas zostały wydane przez tajfuny i myślę, że bezpiecznie mogę kupować na ślepo i nie czytając nawet o czym są ich następne wydania, bo na pewno mnie zachwycą i to nie tylko treścią, a też wygladem. układ(a)ne jest feministycznym zbiorem opowiadań napisanym w poetycki, pełen erudycji, cudownych dziwactw i lekkości sposób. nie wiem, jak to możliwe, ale czytając czuje się, że autorka pisząc te opowiadania dobrze się bawiła, że pisanie sprawia jej radość i z łatwością panuje nad słowami i rytmem tekstu. opisywane przez nią codzienne sprawy widzimy z niecodziennej perspektywy (albo wielu różnych perspektyw w przypadku "dziewczyny, która wkrótce bierze ślub"), czasami przedstawione są w surrealistyczny sposób, albo opowiedziane w formie dziwacznej anegdoty, w której coś nie gra, ale nie wiemy co dokładnie i przez to chodzi nam ona po głowie przez następny miesiąc. cudowności.
p.s. jedyne czego mi brakowało to wstępu takiego, jak w innych tajfunowych wydaniach, wprowadzającego do twórczości matsudy, ale nawet bez niego zbiór jest świetny.
2,25/5 Szczerze nie wiem co mam powiedzieć. Z jednej strony mi się podobała, a z drugiej sama nie wiem jakie mam odczucia i co o niej konkretnie myślę.
przyznam, że podchodziłam do tej książki bez wielkiego entuzjazmu, natomiast okazala się niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem (zwłaszcza tytulowe opowiadanie było insanely good). awangarda at its best
Let’s begin with the title - which apparently took the translator, Agata Bice, and editors, Karolina Bednarz and Anna Wołcyrz from @tajfuny a week to decide on. “Układ(a)ne” (no English title, this book hasn’t been translated into English) by Aoko Matsuda means, when we keep “a”, “put together”, but when we remove that “a” - “obedient, polite, neat” in feminine plural. This title reflects the women in the short stories in this collection, the playful language and the motifs really well.
Matsuda writes in the style uncommon in Japan, especially for women. She’s considered a feminist author but one that instead of anger and frustration uses humour and grotesque. Her stories start unusually and then… take even more unusual twists and turns. These tales are not oneiric, they are not examples of magical realism, they are neither absurd nor surreal. They are something else. Matsuda creates parallel realities, akin to Yōko Tawada’s in “The Emissary” or Yōko Ogawa’s in “The Memory Police”, albeit here language plays a more prominent role in building the style and the themes.
I embraced the playfulness, the mockery of patriarchy, lampooning of men, traditions and gender stereotypes. I found Matsuda’s creativity refreshing. And yet, I didn’t care. The stories seemed to me to be devoid of emotions and of humanity, and so the tales gave an impression of being mere literary exercises rather than genuine literature. Still, weeks after reading, I cannot shake off that feeling.
dziwaczna książka i w ogóle mi się nie spodobała. może za głupia jestem nwm, ale moim zdaniem przerost formy nad treścią. bardzo nieprzyjemnie napisana, irytująca i męcząca
Mam problem z tymi opowiadaniami, ponieważ były tak różnorodne a jednocześnie podobne, że trudno mi określić czy były one całością, czy poszczególnymi elementami tej książkowej układanki.
Miałam do tej pozycji kilka podejść i dopiero teraz udało mi się ją przeczytać w całości. Czy jestem usatysfakcjonowana? Nie do końca.
Problem w tym, że nie potrafię nawet powiedzieć, co mi nie podeszło w tej książce. Nie wiem też, co mi się w niej podobało. Może te kobiece postaci? Może realia firm ulokowanych w wielkich budynkach? Może opowieści o dziewczynie, która niedługo zostanie żoną?
Wiem, że szybko zapomnę o tych opowiadaniach i to boli mnie najbardziej. Cieszę się jednak, że znowu poznałam jakąś książkę z literatury japońskiej.
„Układane” to zbiór opowiadań stanowiących swego rodzaju satyrę na społeczeństwo XXI wieku. Autorka w osobliwy sposób, jak na literaturę japońska przystało, przedstawia absurdalne normy społeczne, postawy, uprzedzenia. Co ciekawe, w opowiadaniu „Stek wodoodpornych kłamstw” zdaje się wyśmiewać jednocześnie konsumpcjonizm jak i jego gorliwych przeciwników.
Szczególnie zapadło mi w pamięć tytułowe opowiadanie, stanowiące większą cześć całej książki. Poprzez obdarcie swoich bohaterów z imion, autorka wprowadziła w narracje zamęt i bezosobowość tak charakterystyczną dla pracy w korporacji.
3,5 gwiazdki. Książka nietypowa, specyficzna. Co dla mnie jest zarówno wadą jak i pozytywem. Z jednej strony ciężko mi się czytało, z drugiej lekko i przyjemnie. Nie tyle lubię tę książkę, co mnie intryguje i pewnie kiedyś przeczytam ją jeszcze raz. Dla mnie to jest ewidentnie książka do ciągłych przemyśleń i poszukiwań.
bardzo dziwna książka, niby coś zrozumiałam ale jednak nie do końca :/ tytułowe opowiadanie miało chyba najwięcej sensu i najbardziej do mnie przemówiło, jednak i tutaj nie potrafiłam go do końca zrozumieć. sama nie wiem czy ta książka sama w sobie jest aż zbyt metaforyczna i za ciężka w zrozumieniu, czy to ja mam jakiś problem z głębszą interpretacja niektórych rzeczy.
Jeszcze nic w tym stylu nie czytałam. Czasem nawet dobre książki stają się w pewnym momencie monotonne i powstaje potrzeba pominięcia akapitu czy dwóch - nie w tym przypadku, cały czas dzieje się coś ciekawego albo dziwnego. Wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam w 2 wieczory. Polecam dla osób, które szybko się nudzą.
Nie jestem w stanie ogarnąć swoim umysłem tak całkowicie tej książki. Uważam, że nie jest dla mnie, nie wiem, co tu się działo. Pod koniec mnie wciągnęło, ale nadal.. bardzo, bardzo dziwne.
Kocham Tajfuny, ale ten wyjątkowo nie skradł mi serca. Z dużym rozczarowaniem przeczytałam stereotypowe wstawki na temat gejów i lesbijek. Może miało to być celowe przerysowanie, nie wiem, bo ogólnie cały ten tomik to takie igranie z formą i treścią, w każdym razie to nie do mnie tak 😌💅
Mimo wszystko przyznaję 2, bo inne opowiadania momentami pozwalały poczuć vibe, który towarzyszy czytaniu literatury japońskiej.
przerost formy nad treścią w moim odczuciu. co prawda pojawiło się kilka ciekawych fragmentów, ale gubiły się pośród całości, nie potrafiąc wybrzmieć w znaczący dla mnie sposób. może gdyby to wszystko było podane w innej formie, może wtedy. w tej zaproponowanej przez autorkę, jest to pierwsza tajfunowa książka, która nie sprawiła mi radości :<
Nudne i chaotyczne. Męczyłam te opowiadania i zmęczyłam się. Aż dziwne, że to Tajfuny, bo akurat to wydawnictwo zawsze biorę w ciemno. Widocznie nadszedł czas na rozczarowanie.